Okutani

Okutani.

Brzmi prawie, jak japońskie nazwisko, na przykład Yakasone Okutani, że sobie tak pozmyślam trochu.

Chodząc po szczecińskich ulicach, mam wrażenie, że jestem jednak na Kamczatce lub jest u nas mróz przeraźliwy, gdzieś minus 20, śnieg po pachy i ogólnie zima całą paszczą.

Jednak, gdy paczę na termometr, to widzę +3, +1 stopnia, nie ma zimy, nie ma mrozu, nie ma zimno.

A po mieście grasuje sekta Okutani. Kobiety i mężczyźni owinięci wielkimi szalami, często podwójnymi, dodatkowo mają wielkie kaptury grubych kurtek, i wielkie czapki z pomponami. Jadą tak odziani w ogrzewanych tramwajach, robią tak zakupy. Są wszędzie i straszą budowlami z szali i czap.

Zastanawiam się, w co oni się ubiorą, jak będzie faktycznie za oknem -15 lub -20? Czy wszyscy wymrą?

Ci biedni ludzie, z sekty Okutani, nie wiedzą prawdopodobnie, że wielkim nieszczęściem organizmu człowieka jest przegrzanie. Jeśli pozawijają się w kokony, pod którymi organizm się mocno zagrzeje, to zwykły podmuszek wiatru sprawi, że zaraz trafia mu się przeziębienie. Czuję, że Okutani kładą się w swoich kokonach do łóżek, z potrójną kołdrą puchową, i czekają na wyklucie nowego stadium, może ładnego motylka? A gdy rano nie ma nic nowego, zabierają z łóżek koce w kratkę i owijają się nimi szczelnie, wychodząc na ulicę.

Jakaś ta nowa moda strasznie dziwna i brzydka; jak widzę sekciarzy na ulicy, od razu mam ochotę chwycić za jeden koniec ich zawoju i rozwinąć. Nie, że zazdraszczam, czy cóś? Tak mi jakoś wtedy w duszy gra.

I zwyczajnie, czekam na wersję letnią – Okutani przy +40 stopniach.

To dopiero będzie materiał. Na Okutani 2.